Chcę być silna!
Bardzo chciałabym być tym człowiekiem którego udaję.
Twarda, stanowcza, odporna.
Tylko ludzie warci tego, widzą jaka naprawdę jestem. A niestety mięczak ze mnie straszny.
Wieczorami, gdy mam jeszcze na to siłę, przywołuję w myślach sytuacje które miały miejsce przez cały dzień, rozmowy z ludźmi, moje odpowiedzi... czasem myślę czy kogoś nie uraziłam tym jednym słowem za dużo. Bo przecież twardzielem jestem a oni bywają często wredni. Dziś myślę sobie o ostatnich wydarzeniach z mojego życia i dochodzę do wniosku że czas zacząć walczyć z tymi myślami bo większość ludzi dawno nie pamięta rozmowy, lub pamięta to co chce a już na pewno nie myślą w tych kategoriach co ja "czy przypadkiem nie uraziłam...?" Dziś jednak myślę co mogłam powiedzieć więcej, co trapiło a zostało zamiecione pod dywan i zapomniane. Bo wbrew pozorom zaciśniecie zębów i olanie problemu wcale nie powoduje że zniknie lub sam się naprawi. A jeśli problem ten wynika ze złego postępowania innych to nie mówiąc nic, przyjmujemy taki stan rzeczy i jest to uważane za normę.
Całe szczęście że potrafię nie zaśmiecać sobie głowy pierdołami, tego niestety trzeba się nauczyć.
Moja mama jest złotym człowiekiem. Przeszła ze mną tyle że dziwię się jak wytrwała to wszystko. Kiedyś nie rozmawiałyśmy. Bo rozmowa to nie są pytania, co słychać? jak w szkole? zrobiłaś lekcje? jesteś głodna? Rozmowa to wyrażanie swoich opinii i mówienie o uczuciach. Długo zajęło nam wzajemne docieranie do siebie. Zawsze musiałam być idealna a niestety nie byłam i czułam że ją zawodzę. Dziś z problemami idę do niej. Nie po to żeby pomogła tylko wysłuchała. Nie wstydzę się przy niej płakać i okazywać bezsilności. Zazwyczaj krzyczę, nie na nią, na życie... wyklinam wszystko w koło. Dziś pierwszy raz widziałam że też miała łzy w oczach. Pewnie innego życia chciała dla swoich dzieci.
Później kolejna rozmowa. Poważna i równie nieprzyjemna. Rozważenie możliwości i podjęcie decyzji którą drogą podążać. Niestety każda z nich jest wyboista i wymagająca wielu poświęceń.
Nastał wieczór, czas wracać do domu. Wsiadam do auta. Siedzę chwilę w ciszy by uspokoić myśli. Przekręcam kluczyk w stacyjce, włącza się radio. Bednarek śpiewa jakby dla mnie. I znów tylko łzy mi pozostały ...
".......
Mam dosyć życia w niepewności,
im dłużej odkładamy ważne sprawy,
czuję na plecach Twój oddech złości,
to jest pościg, za szczęściem, które
za każdą spokojną chwilę nam każe płacić bólem
Mimo to, czuję że,
nie musimy słuchać innych,
że nie musimy udowadniać sobie kto był winny,
czuję to całym ciałem - chcę być silny,
więc chwyć mnie za dłoń
I chodź ucieknijmy stąd,
nie chcę już oddychać tym zatrutym powietrzem!
chodź ucieknijmy stąd,
nikt nie będzie mówił nam co dla nas jest najlepsze
Chodź ucieknijmy stąd,
nie patrząc czy ma to jakikolwiek sens,
chodź ucieknijmy stąd,
czeka jeszcze na nas tyle miejsc
Ty i ja - wulkany dwa,
a między nami niecodzienność
Ty i ja - wulkany dwa,
a każdy kolejny dzień to niepewność
Ty i ja - wulkany dwa,
a między nami niecodzienność
Ty i ja - wulkany dwa,
noc traci smak kiedy nie ma Cię ze mną
..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz